Dark Resturant- ul. Garbary 48
Dawno temu moja znajoma opowiadała o
ciekawym lokalu w Poznaniu, gdzie atrakcją jest jedzenie w totalnej ciemności.
Zaintrygowało mnie to, ale dopiero po prawie 2 latach, chcąc uczcić rocznicę
związku, postanowiliśmy się tam wybrać. Szliśmy podekscytowani i oczekiwaliśmy
niecodziennych doznań smakowych.
Dzisiejszy wpis jednak będzie chyba bardziej o tym, jak kilka szczegółów
potrafi zepsuć nawet najlepszy lokal.
Tak to mniej więcej wyglądało;) |
Jak to wygląda w praktyce?
1.
Przywitała
nas bardzo miła pani i od progu nami zaopiekowała. Oddaliśmy kurtki do szatni,
a następnie przeszliśmy do przyciemnianego (ale jeszcze nie ciemnego),
wprowadzającego w klimat pokoju przejściowego, w którym zostały wyjaśnione nam
"reguły gry". Zaznaczyliśmy też, czego nie chcielibyśmy znaleźć w
naszych daniach. Oboje zdecydowaliśmy się na zestawy wegańskie.
2.
Chwila
na wyłączenie telefonów, skorzystanie z toalety, psychiczne nastawienie na inny
wymiar jedzenia i ruszyliśmy w ciemności. Trzymając się ramienia uprzejmej
kelnerki zostaliśmy przyprowadzeni do naszego stolika w totalnie ciemnej sali.
Nie sądziłam, że będzie aż tak ciemno;) W zasadzie nie robiło różnicy, czy
mieliśmy zamknięte czy otwarte oczy. Nie widzieliśmy żadnego konturu ani choćby
odrobiny światła.
3.
Zamówiliśmy
po wodzie z podwójną ilością cytryny i czekaliśmy na przystawkę. Pierwsze
minuty były dziwne, śmieszne i jednocześnie lekko przytłaczające. Nie wiem, czy
sama wytrzymałabym tam. We dwoje za to mieliśmy ubaw.
Odnalezienie szklanki i nalewanie wody stało się nie lada wyzwaniem. Jednak po
paru minutach oswoiliśmy tę ciemność i poczuliśmy się bardziej komfortowo.
4.
Nadszedł
czas jedzenia. Myślałam, że mimo wszystko spróbuję jeść sztućcami. Oczywiście szybko
okazało się, że nie ma to sensu i jedzenie rękoma znacznie ułatwia sprawę.
Zaczęło się eksplorowanie każdego składnika dania i choć smaki były nam znane,
nazwanie poszczególnych produktów nie należało do najłatwiejszych, ale świetnie się przy tym bawiliśmy. Poniżej opis jedzenia, na podstawie składników, które
rozpoznaliśmy (zapewne były jeszcze inne).
Przystawki
I
zestaw: pieczona figa, sałata, sos pomarańczowy
II
zestaw: bakłażan, sałata, oliwki, słonecznik, sos
Oba
zestawy były smaczne, może nie zrobiły
jakiegoś piorunującego wrażenia, ale też nie można niczego zarzucić.
Danie główne
I
zestaw: pieczona dynia, frytki z selera, pieczony pomidor, sporo świeżego
imbiru, sos
II
zestaw: kasza bulgur z curry kokosowe z warzywami
Zdecydowanie
najlepsza pozycja z 3 podanych nam tego wieczoru dań. Jedzenie było przepyszne!
Deser
I
zestaw: arbuz i melon w sosie owocowym
II
zestaw: różne owoce w sosie śliwkowym
Deser
mojego chłopaka był bardzo dobry. Słodki, jak na deser przystało. Co do mojego,
to było to jedno wielkie rozczarowanie. Nie nazwałabym tego deserem, tylko
raczej owocami pozbawionymi swojego pierwotnego smaku. Podgrzewany melon podany
z lekko kwaskowym, niesłodkim sosem to chyba nienajlepsze rozwiązanie.
5.
Na koniec odbyło się spotkanie z panią, która przygotowywała dla
nas tego wieczoru kolację. Celem było przedstawienie nam składników, których
nie odgadliśmy lub co do których mieliśmy wątpliwości. Niestety ten punkt
programu okazał się jednym wielkim nieporozumieniem. Kucharka nie była w stanie
dokładnie powiedzieć co zostało nam podane, ponieważ wszystko jej się myliło. Najpierw
z naszych dwóch różnych dań zrobiła jedno, potem to już sama nie wiedziała kto
miał co i czy to rzeczywiście było to, a ostatecznie stwierdziła, że miała
wczoraj ciężki dzień i chyba dlatego wszystko jej się pomieszało. Koniec
końców, nie wiadomo, czym rzeczywiście uraczono nas tego dnia. Abstrahując od
nieudanej prezentacji, myślę, że fajnie byłoby gdyby klient po wyjściu z
ciemności miał możliwość zobaczenia potraw np. na zdjęciu.
Co było na plus:
1.
Dogodna lokalizacja- centrum miasta.
2.
Idealny dla tego przedsięwzięcia lokal, który świetnie stopniowo
wprowadza w całą zabawę.
3.
Bardzo miłe, uprzejme i zabawne kelnerki.
4.
Zdecydowanie większe kulinarne doznania, można przekonać się, że
kiedy wyłączymy jeden zmysł, drugi bardzo się wyostrza.
5.
Bardzo dobre danie główne.
Co było na minus:
1. Poczułam lekki niepokój po tym, jak pani przyjmująca nasze
zamówienie na opcje wegańskie, pytała czy mleka również ma nie być (mają taki
wariant, a nie wiedzą z czym się tego nie je?)
2.
Moje
porcje, nie wiedzieć czemu (w końcu zapłaciłam tyle samo) były znacznie
mniejsze niż porcje mojego chłopaka (co prawda nie widziałam, ale stwierdziliśmy
to na postawie wyczucia ręką.
3.
Przystawka
nie powaliła, a deser nie był deserem.
4.
Końcowa
prezentacja dań okazała się totalną porażką.
5.
Biorąc
pod uwagę minusy uważam, że cena jest wygórowana (100 zł./osobę/ bez napojów).
Podsumowując:
Do
pewnego momentu wizyty Dark Restaurant, byłam zachwycona. Mieliśmy ubaw przy
tak niecodziennym przeżyciu. Niestety od deseru miałam tylko negatywne
odczucia, a jak to mówią nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz i z takimi
odczuciami opuściłam lokal. Może nawet nie czepiałabym się tak bardzo, ale
jeśli płacę tak dużą kwotę, to oczekuję perfekcji w każdym punkcie programu.
Owszem, rozumiem, że każdy może mieć zły dzień, ale jak to przy którymś wpisie
słusznie zauważyła Hello Morning, ja też mogę mieć zły dzień i chcieć właśnie w
takim lokalu go sobie poprawić. Zapowiadało się świetne przeżycie i częściowo
takie było, jednak wychodziłam z poczuciem dużego niedosytu i rozczarowaniem.
Nie sądzę, żebym jeszcze kiedyś chciała tam wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz